Siedzę sobie właśnie przed monitorem mojego wysłużonego
komputera i sprawdzam co mi tu donosi gołąbek mailowy. A donosi, że w ojczyźnie
mojej Białe Święta. Najbliżsi narzekają, że wiosenki ani widu ani słychu,
przebiśniegu też na próżno z lupą wyglądać… A co u mnie na moim małym skrawku
emigracji? Wmontowałam laptopa w sam środek wielkanocnego stołu, między malowane
do późnej nocy jaja, a pluszowego kurczaka ze szklanymi oczkami. Bigos
upichciłam tak jak trza, mimo, że o kapustę kiszoną tu niełatwo, oj nie łatwo,
że mi ją matuli w paczce śle razem ze śledziami, sezamkami, chałwą i wafelkami
teatralnymi. Za oknem niezmiennie „listopad”, rzęsista ulewa, która już mnie nawet
przestała dziwić i przykuła do wirtualnego świata choć tak bardzo chciałam
zrobić świąteczny piknik w madryckim parku Retiro. Hiszpania to podobno katolicki
kraj, kompletnie już zlaicyzowany, zachowuje gdzieniegdzie małe wysepki wiary
jak we wczesnych wiekach chrześcijaństwa. Tak jest też na moim wybitnie „cywilizowanym”
osiedlu, gdzie kościół parafialny to mały barak ledwie sklecony, wciśnięty
między supermarket a fitness centre, przypominający
swą prostotą bardziej betlejemski żłóbek niż strzeliste katedry w centrum Madrytu,
co świecą pustkami. Zabrałam dziś więc moją jednoosobową rodzinę do tego
blaszanego domu bożego żeby uczcić Alleluja,
żeby mieć przy sobie kawałek prywatnej tradycji mimo, że części liturgiczne mają śmieszne, dziwne, obce brzmienie.
Myślę o Tobie, gdziekolwiek mnie czytasz. Najprawdopodobniej
w polskim rodzinnym gronie podjadając resztki śledzia, może sernika z
rodzynkami. Podejrzewam, że nie masz najmniejszej ochoty wyściubić nosa na
zewnątrz, mimo, że pies patrzy błagalnym wzrokiem. Nie wiem jaka jest Twoja wiara
albo niewiara, czy i która religijna odnoga. Ale nawet jeśli nie są to takie katalogowe
święta, jakie zawsze na zawołanie chcemy mieć… Wesołego Alleluja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz